Spotkałyśmy się we Wrocławiu u ciotki Jaśki. Zaczynam pisać ten post i wszystko wydaje mi się nierealne, do pamięci podchodzą wspomnienia z umarłego świata. U ciotki Jaśki, bratowej mojego ojca, która kiedyś nie cieszyła się sympatią naszej rodziny. Brat był sporo starszy od mojego taty, traktowano go z dużym szacunkiem, a ciotki chyba się bali, miała kobita posłuch i siłę argumentu. Prawie warszawianka, apodyktyczna i nie znosząca sprzeciwu, czuła się lepsza od reszty rodziny. W dzieciństwie się nad tym nie zastanawiałam, ale to ona zabrała mnie kiedyś do opery po raz pierwszy, kiedy miałam 14 lat, podsuwała mi jakieś lektury, może więc intelektualnie górowała nad innymi? Była nauczycielką zawodu. Regularnie ją odwiedzam od lat.Teraz ma 89 rok na karku i nadal siłę lokomotywy. Pamiętam, jak jej matka, równie żwawa i energiczna osoba opowiadała mi w 1982r. sprawę Gorgonowej, którą pamiętała sprzed wojny. Byłam wtedy we Wrocławiu, bo planowałam studia podyplomowe. Zrealizowałam je potem w 2000 roku :) Ale na innym kierunku. Podziwiam ciotkę, zawsze przyciągają mnie mocne, silnie ukształtowane charaktery. A taka jest ciotka Jaśka. Mam w rodzinie też ciotkę Zośkę, podobnie silną i manipulatorską osobowość. Żal, że ciocia Andzia, bo tak się mówiło na kochane ciocie, jest chora i bardzo słaba.
Doma, moja młodsza córka przyleciała z Portugalii, z Algarve, gdzie od września przebywała na wymianie erazmusowej na uniwersytecie w Faro. Z trudem znajdowała się w obecnej rzeczywistości. Pogoda jej chociaż sprzyjała. Jest ciepło i bardzo słonecznie. Pamiętam, gdy w jej wieku wróciłam z dwumiesięcznej wyprawy do Indii, i nic nie obchodziły mnie strajki, i przemiany początku lat 80. Silne przeżycia przesłaniają skutecznie nowe czy stare realia.
Dominika przyleciała o północy 23 grudnia, a my z Magdą przyjechałyśmy do Wrocławia rano w wigilię. Nie wiem, czy rok temu myślałam, że kolejne święta spędzimy w gajówce. Nie, z pewnością nie. Bardziej brałam pod uwagę Florydę, a nie naszą ruderię. I, że Mister tyle nowego zrobi w tym domu, ruinie. Tego zdecydowanie nie przewidywałam. Skąd on ma tę siłę i zapał? Moje czasowe zamiłowanie to tylko dzięki blogerkom, bo sama nadal tu się nie widzę. Boże, taka ciemna wieś. W sensie dosłownym, bo przenośnym to jaśnie oświecona, dzięki jej niezwykłym mieszkańcom i okolicznym pasjonatom.
Doma przywiozła mnóstwo upominków, a Magda nakupowała bardzo dużo prezentów. Ale fajnych czasów doczekałam, bo to ja dostałam najwięcej podarków i stepfather. Objadaliśmy się gremialnie, Magda rozsądnie kupiła verdinę i espumax. Papieroski paliło się w dawnej stajni, która już nie jest kuchnią. Nawet na krótki spacer od dolnej do górnej gajowki z trudem udało się rodzinkę namawiać. Kominek pachniał palonym drewnem, czasami zadymił, a mocna woń polana rozchodziła się po domu. Pieńki, szczapy, klocki przynosił Mister z szopy i zrzędził, że nikt mu nie pomaga. Ale co tam, nikt nie zwracał na niego uwagi. To w końcu męska rzecz, a my blokowe pokolenie. Bez końca gadałyśmy i rozprawiałyśmy. Mieć córki, to prezent od życia. Doma pokazywała zdjęcia i opowiadała przygody, o których wcześniej nie mówiła.
 |
Migawki świąteczne, choinka mi się odwróciła i już nic nie mogłam zrobić. Poniżej będzie poprawnie. Widać kawałek Domy i Mistera. A kotki patrzą przenikliwie w rózne strony. |
|
 |
I prezenty jeszcze nie rozpakowane. |
W samo Xmas jedliśmy wyśmienitą gęś. Mister nam zapodał. Nie zrobiłam zdjęcia, mea culpa, ale dziewczyny były zachwycone, a one, szczególnie Doma to wyjątkowe koneserki. Była marchewka na słodko, stuffing- nadzienie, farsz, znakomity sos, słodkie ziemniaki, a mięso miało boski smak! Popijaliśmy portugalskim winem. Na deser, oprócz staropolskiego piernika, keksu, królowały też portugalskie docaria et confeito.
Zapomniałam o wigilii. Notorycznie wolę być obsługiwana, a to miało miejsce w xmas, a na wigilię my podawałyśmy. Doma też postawiła na stół portugalskie peixe/ryby/, w końcu jednym z jej przedmiotów studiowania był biologia pesqueira. Barszcz był za słodki, prawdziwki ledwo się wyczuwało i nie zmieniało podniebienia dodawanie ostrych przypraw. Sałatka bez wyrazistego smaku. Śledzi Magda nie ruszyła, Doma tylko te z pietruszką zajadała ze smakiem, ja zachwalałam te na słodko-curry. Kim nie jada. Pierogi były wyśmienite. Nasze "słonko" jest niezastąpione! Śpiewałyśmy nawet kolędy, razem z telewizją.
Kolejnego dnia zjadłyśmy bigos, znakomity! Chociaż on, ten ugotowany przeze mnie. Pieczony schab i karkówka, jak przewidywałam było lekko za mało słone. Odsmażone pierożki i na nowo ugotowany barszczyk smakowały wyśmienicie. Raczyłyśmy się bez końca. A przy deserach portugalska kawa, przewyborna. Doma się puszyła zadowolona.
Co tam jeszcze? Kolejnego dnia Kim z pozostałej gęsi zrobił niby curry. On to ma talent. Takie niezwykłe smaki potrafi wyczarować.
Ja absolutnie nie mam aspiracji do kucharzenia i jestem bardzo szczęśliwa , że on w tym względzie mnie zastępuje. I też Doma. Kim spoilt me, rozpuścił mnie w tym względzie. Jego kuchnia jest naprawdę wyborna. A ja coś tam próbuję naśladować, ale bez wielkiego entuzjazmu.
Kotki też miały swoje "treats", coś tam im Mister zakupił. Grzały się przed kominkiem i posłusznie ustawiały do zdjęć. Dziewczyny ich polubiły, jakkolwiek my na ogól wolimy pieski.
Doma zaraz po świętach wróciła do O-ca, chciała się pospotykać się ze znajomymi studentami , którzy zjechali się do domu na święta.
Następnego dnia pojechałyśmy z Magdą do niemieckiego Zgorzelca. Ale przygoda! Kim się spóźnił na pociąg do Gryfowa i z miejsca pośpieszył do Lubania, 20 minut, i pociągiem, i samochodem. A Magda nie pamiętała, kiedy ostatni raz jechała pociągiem. W Gorlitz próbowałyśmy mówić po niemiecku. To była zabawa, szczególnie, gdy supermarket nie akceptował naszych kart! I najchętniej wszędzie przyjmowano gotówkę, szczególnie i wyłącznie w barach shopping centre.
 |
W Zgorzelcu od 11.30 do 18.20. Jeden i drugi Zgorzelec to bardzo ładne miasta. Ten niemiecki ładniejszy, jak dawno Mister stwierdził. |
 |
Nysa Łużycka |
 |
Dziergane torebki są modne. |
 |
A to dopiero prezent. |
 |
Może by tak do fryzjera? Imienniczka poradzi. |
 |
Barokowa brama. |
 |
Lubię te witryny w stylu francuskim. |
 |
torebki desigual. Tu nie było sales:( |
 |
Atrakcyjne płaskorzeźby u drzwi. |
 |
Biuro turystyczne. |
 |
Na Starym Mieście i poniżej. |
 |
Szpital maltański w Gorlitz. Kimowi by się spodobało, bo on się zwykle leczył na Malcie. |
A dzisiaj i Magda wyjechała, mam czas dla siebie. Jutro NewYear` s eve z blogowymi przyjaciółkami.