Moja lista blogów

piątek, 26 lipca 2024

Czy chodzicie na letnie imprezy?

Od prawie 12 lat większość wakacji spędzam na Dolnym Śląsku, gdzie odwiedzam swój letni dom. Co roku przyjmuję tu rodzinę i koleżeństwo. Z terenów mojego stałego zamieszkania nie chce się ludziom tu przyjeżdżać. To 550 km, tyle samo ile od nas nad morze. W związku z tym w rzeczywistości nie mam tak wielu gości. Najczęściej jestem tu z jedną wnuczką, Gospodarzem i oczywiście naszym kotem Freddy. To pierwszy wpis od paru lat na temat moich wakacji na Dolnym Śląsku. Tak zeszło. W ogóle mniej pisałam w ostatnich latach. W moim kalendarzu jest kilka imprez w regionie, w których uczestniczymy od zawsze, a ja od dziesięcioleci. Może i Was zainspiruję do wspomnień. Za każdą imprezą kryje się jakiś człowiek, czy grupa ludzi, pasjonatów z danej dziedziny i to mnie najbardziej urzeka. Ktoś musiał rozpocząć daną tradycję, zebrać, zorganizować innych miłośników, a nawet zapaleńców. Chciałabym rozpocząć od imprezy nazywanej Lubuskie Lato Filmowe, czy słyszeliście o takim festiwalu? Pan Lubomir ze Szprotawy, który jeździł żółtą skodą i kochał kino, to on rozsławił swój duży ekaran "Świteź" i amfiteatr. Do połowy lat 70. to był jedyny festiwal filmowy w kraju, rozpoczął się już w 1969 roku. Miałam przyjemność tam bywać w czasach mojego liceum i pierwszych lat studiów. Odległe to czasy, ale doskonale pamiętam i często nawiązywałam w komentarzach, jeśli temat dotyczył polskiego kina. Byłam kiedyś wielką miłośniczką naszej kinematografii, a potem w zyciu zawodowym wielokrotną inicjatorką różnorodnych przedwsięwzięć, również międzynarodowych. To jest ogromną radość z imprezy, ale też poświęcenie, np. życia rodzinnego. Lubuskie Lato Filmowe to sztandarowa impreza województwa lubuskiego, zazwyczaj w ostatni tydzień czerwca. Kiedyś odbywała się tylko w Łagowie Lubuskim. Miasteczko sprzyjało kameralnej atmosferze i prawie rodzinnym relacjom. Wszyscy się znali, łatwo przechodziło się na Ty, spotykaliśmy na ulicy wybitnych wtedy aktorów, piło się razem piwo przy pieczeniu barana na dziedzińcu Zamku Joannitow, wspólnie oglądało filmy w kinie Świteź, czy telewizję w czasie Mistrzostw Świata, kiedy Polacy odnosili jeszcze sukcesy. Dyskutowało się w Sali Rycerskiej na temat kondycji kina polskiego i prawie wspólnie przyznawaliśmy Złote Grona. Ciastka jadłam z Ewą Ziętek i miałyśmy jednakowe sukienki, takie wtedy modne z Cepelii. O, dużo wspomnień z tamtego świata.
Teraz impreza odbywa się w kilku miejscach województwa lubuskiego, ma znacznie szerszy filmowy zasięg i na 50- tkę festiwalu, która odbywała się w 2021 roku pod koniec wakacji zajechałam do Zielonej Góry. Zdjęcia innym razem dołączę. Inny znaczący festiwal w moim regionie to bałkańskie święto Pieczenica odbywające się w pierwszy weekend lipca w miejscowości Gościszów. A kto zaczął ten festiwal? Zespoły ludowe reemigrantów powstawały z każdym dziesięcioleciem pobytu na tych ziemiach. To niezwykłe życiorysy ludzi, wspaniałe głosy i miłość do tradycji.
To rodziny z byłej Jugosławii, a szczególnie z Bośni Hercegowiny. Potomkowie Polaków, którzy za czasów Austro-Wegier przybyli tam z terenów dawnej Galicji. Mówiło się na nich „galicjoki” lub „jugosławianie”. Jak wiadomo na tereny Ziem Odzyskanych przybyli Polacy z różnych stron Polski przedwojennej. Główną atrakcją tego festiwalu jest pieczenie młodego prosiaka, ale palenisk jest kilka i mięsnego smakołyka nikomu nie zabraknie. Bawimy się przy występach zespołów kultywujących bałkańskie tradycje. Śpiewacy i tancerze porywają widzów do tańca, są już coraz starsi, ale wigoru nie brakuje. Czujemy się jak na naszych ulubionych wakacjach nad Adriatykiem. Na ogół dopisuje upalna pogoda. Imprezie towarzyszą stragany z lokalnym rzemiosłem, żywności, napojów i rękodzieła. Dzieci mają moc rozrywek. Na początku lipca i przez dwa tygodnie trwa festiwal Olgi Tokarczuk Góry Literatury. Wybierałam się na niego od początku, aż wreszcie 10.edycja zachęciła mnie do odwiedzin. A najbardziej przyjaźń z moimi koleżankami związanymi zawodowo z bibliotekami. Festiwal odbywa się w kilku miejscach Kotliny Kłodzkiej oraz w Wałbrzychu i Świdnicy.
I do tych miejscowości najbliżej z mojego Gryfowa. Tam pojechałyśmy z wnuczką, a dojechała do nas koleżanka z rodzinnego miasta.
Początek lipca był upalny, szczególnie 8 i 9 lipca, a te dni spędziłyśmy w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Świdnicy, Muzeum Porcelany w Wałbrzychu oraz oczywiście w Zamku Książ i Palmiarni. Ja zakochałam się w Wojtku Chmielarzu i jego wyobraźni, oraz zauroczyłam elokwencją Jakuba Żulczyka. Na spotkaniu literackim z obydwoma pisarzami pojawiły się tłumy, a kolejka do autografów trwała parę godzin. Matylda miała ciekawe międzynarodowe warsztaty podróżnicze i pokaz filmu Wakacje z Mikołajkiem. Palmiarnia zwiedzana w upale to był prawdziwy hardcore, a Zamek Książ zachwycił swoją potęgą architektoniczną jak również malowniczymi ogrodami.
Wnętrza po wojnie zostały zupełnie ogołocone, dopiero w ostatnich latach Zamek zaczął nabierać dawnego splendoru. Nawet spadkobiorcy i ich krewni przesyłają dary. Ostatnią rodzinę Hochbergów, zamieszkującą zamek przed wojną świetnie poznaliśmy w interpretacji filmu Filipa Bajona Magnat. Audio-przewodnik zapoznawała nas z ciekawymi detalami z życia Zamku. Ileż to pracy kosztowało przygotować te ciekawe biografie. Muzealnicy kochają jak mało kto swoje historyczne zawody. 3 godziny zwiedzania, a w środku też nie tak bardzo chłodno, pomimo grubych murów. Dobrze było siąść po wszystkim w klimatyzowanej restauracji i posumować te super aktywne dwa dni. Agatowe Lato w Lwówku Śląskim odbyło się w tym roku już ponad 25-ty. To festiwal dla pasjonatów minerałów, naukowców geologów z całego świata. Zwykle odbywa się w połowie lipca. Wystawy agatów zbierane w miejscowości Płóczki Górne i Dolne koło Lwówka robi ogromne wrażenie, nawet na zupełnych laikach. To aż niewiarygodne, że natura rzeźbi takie cuda. Pięknie wyeksponowane na wystawach w renesansowym Ratuszu Miejskim są wspaniałą atrakcją festiwalu, szczególnie, gdy poprzedzone wykładem profesorów z Uniwersytetu Wrocławskiego.
Moje rodzeństwo cioteczne studiowało geologię. Ich pasje, poswięcenie obserwowałam przez lata. My też lubimy zbierać kamienie. Na straganach ludzie z całego świata, nawet z Ameryki Południowej. Rozmawiałam z miłym wystawcą z Indii i przymierzałam jego cudowną biżuterię.
Lubań Śląski organizuje tydzień wcześniej Festiwal Minerałów. Też przyciąga tłumy. Na wszystkich imprezach dużo zajęć edukacyjnych , organizowanych przez muzea, bibliotek i różne stowarzyszenia. Dzieci cieszą się z udziału w konkursach, warsztatach, jaka radość z ciekawych nagród, czy tworzonych przez siebie dekoracji. Bo ja wszędzie z wnuczką.
Jednak Lwóweckie Lato Agatowe to największa impreza w regionie i powiat szczyci się doskonałą organizacją i zaangażowaniem wszystkich mieszkańców. Mnóstwo rozmaitych straganów dla każdego, ale te czarodziejsko piękne kamienie są tu największym bohaterami. To dla nich zjeżdżają się ludzie z odległych stron.
W weekend ok. 20.lipca pojawia się następny międzynarodowy festiwal , który rozgościł się już od 30 lat w najpiękniejszej wsi Pogórza Izerskiego. Wybór potwierdzony przez Marszałka województwa. Stacja Wolimierz otwiera się na międzyplanetarne królestwo sztuki, to kolonia artystyczna- to Katmandu Europy w sercu Gór Izerskich. To niezwykła galeria, miejsce spotkań artystów, ludzi z całego świata. Tu stykają się kultury i subkultury z każdego zakątka Ziemi. Wszechwidzące oczy Buddy witają każdego przybysza.
Wschód łączy się z Zachodem. To Dolina Harmonii, przyjaźni, ekologii. Taki górnolotny zachwyt jak u mnie na zdjęciu. Nazywany festiwalem hippisowskim, ale zawiera wszystkie sztuki i prądy kulturowe, w muzyce, ekologii , malarstwie, rzeźbie, filozofii życia i pożywienia. Rozbrzmiewają dźwięki dzieci kwiatów, buddyjskie odgłosy bębnów i cytry, reggae, ostry rock oraz regionalne nuty Łużyczanek- zespołu z bałkańską tradycją. W tym roku rozśpiewały się również kolorowe cygańskie kapele. Przyjeżdżają tu wszystkie pokolenia, od najmłodszych z rodzicami aż do seniorów, z dekady prawdziwych hippisów lat 70.
Można posmakować potraw z całego świata. Uczestniczyć w warsztatach lub wykładach na świeżym powietrzu, tańca, jogi, wegetarianizmu i innych ciekawych, alternatywnych sposobów na życie.
My tam jeździmy od lat, Matylda już czwarty raz. Gdy jej mama i ciocia były młodymi dziewczynami, jeździłam z nimi na Woodstock do Żar. I zawsze mam w głowie swoją studencką wyprawę do Indii i Nepalu. W pierwszy weekend sierpnia natomiast, w Lubomierzu, miasteczku znanym z filmu Sami Swoi odbywa się na wesoło i szałowo Festwal Filmów Komediowych, już po raz 27. To miejscowi miłośnicy kinematografii od lat swoim autentycznym entuzjazmem, zaangażowaniem przygotowują ten radosny festiwal. W miasteczku kręcono wiele filmów, bo ma niepowtarzalny urok dawnych czasów. W Zaułku Filmowych i na Ławeczkach przypomniane są tytuły i zdjęcia filmowych ujęć z miasteczkiem w tle. To tutaj rozmawiałam z Iloną Kuśmierską na miesiąc przed jej nagłym odejściem, gdy świętowano 25 lat Festiwalu. Emanowała radością i witalnością. Na zdjęciu na scenie z lewej strony razem z aktorami znanymi z seriali TV.
W Muzeum Kargula i Pawlaka, czterokondygnacyjnym budynku, biegała po schodach jak tamta dziewczyna z Samych swoi. Zmarła we wrześniu 2022 roku. Zawsze tam pojawiał się Jerzy Janeczek, niestety też już odszedł w lipcu 2021. Tu można się bawić, oglądając nasze polskie komedie lub kabarety i spotykać na Rynku aktorskie gwiazdy. Występują w różnych śmiesznych konkurencjach i bawią się z publicznością. Również i ja pojawiam się tam od lat) Tu w kreacjach z lat 70.
Nie mogłabym wspomnieć o Boleslawieckim Święcie Ceramiki, które zwykle odbywa się ok. 15 sierpnia, w tym roku już po raz 30! W dniach 14-18 sierpnia. Tam bywam rzadziej, bo wyroby nawet na straganach przedstawiają wysokie ceny, ale można upolować małe skarby, nietypowe ceramiczne cudeńka.
To większe już miasto w porównaniu z tymi powyżej i straszne tłumy wszędzie. Bo atrakcji co niemiara. Wystawcy z całego świata, plenery rzeźbiarskie , wernisaże , warsztaty, konkursy . Wielość oferty zadziwia różnorodnością. Najbardziej lubię siedzieć w restauracjach na prześlicznie zrewitalizowanym Rynku wzdłuż Drogi Królewskiej i myśleć o historii tego urokliwego miasta, które kiedyś leżało na przecięciu szlaków miedzy Europą Zachodnia a Rusią. Niedaleko mojego letniego domu mamy tez mnóstwo imprez w Zamku Czocha, Nowogrodziec i Zamku Wleń. Blisko też do Świeradowa i Jeleniej Góry. Ja też mam wyjątkową lokalizację. Gospodarz miał nosa wybierając Dolny Śląsk do zamieszkania. Z przyjemnością dowiem się od Was o letnich imprezach w innych regionach.

14 komentarzy:

  1. Same ciekawe imprezy i intensywne zwiedzanie czyli tak, jak i my z mężem lubimy.
    U nas w parku miejskim co tydzień w muszli koncertowej są koncerty, jest festiwal orkiestr dętych i przegląd zespołów ludowych, jarmark z okazji dni miasta.
    Odwiedzamy też skanseny, gdzie często odbywają się wiosenne i letnie imprezy.
    Cudownego sierpnia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całe życie przyjaźnię się z dziewczynami z domu w kultury i bibliotek oraz nauczycielkami. My to mamy we krwi chodzić na imprezy tzw. kulturalne 😍
      Twoje miasto również leży blisko innych znanych w Polsce ośrodków, to jasne ,że wszyscy prześcigają się o większą publiczność.
      W moim województwie świętokrzyskim też obecnie mamy niezwykłe imprezy , niedaleko mojego miasta jest kopalnia krzemienia, jedyna w Europie należąca do skarbów UNESCO. Tam się dzieje. A Góry świętokrzyskie i okolice to już w ogóle impreza to imprezą.
      Jak się pracowała w edukacji, to wiadomo że zawsze mieliśmy wakacje. Ja nie wyobrażałam sobie innego życia, chociaż właściwie miałam działalność gospodarczą, i trzeba było cały czas główkować, ale tym bardziej robiłam sobie wolne kiedy chciałam 🤣
      Życzę również udanego sierpnia i czekam na ciekawe twoje refleksje w postach.

      Usuń
  2. Wtedy, kiedy mogłabym i chciałam, nie uczestniczyłam w zbyt wielu imprezach, bo...były ważniejsze sprawy. Dziś już dla mnie za późno.
    Chmielarz, którego chętnie czytam, pochodzi z Gliwic, więc moja sympatia do niego jest podwójna.
    Obawiam się, że trochę się spóźniłaś, by poznać pszczyńską księżnę Daisy ;) A szkoda.
    To piękne, że Odrzania buduje swoją własną historię kulturalną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sprawdziłam wreszcie tę książkę Odrzania. Podróż po Ziemiach Odzyskanych. Ja również z tęsknoty często wracam do wizyt z dzieciństwa u moich cioć i wujków mieszkających na tych ziemiach. Wpadliśmy na podobny temat z J Rokitą. Jakby czytałam kiedyś w felietonach Umberto Eco, że mądre umysły mają podobne myśli.🤣 Koniecznie kupię sobie tę książkę. Dziękuję za to piękne skojarzenie.

      Usuń
  3. Wszystko było po coś, te czy inne nasze decyzje. Lepiej nie robić podsumowań, bo nadal żyjemy. Tak tłumaczyłam użycie czasu present perfect 🤣 W Pszczynie byłam w czerwcu 2020, zaraz jak odmrożono gospodarkę i
    miałam prawie prywatne zwiedzanie. Było pusto, a w województwie śląskim wtedy stwierdzono najwięcej zakażeń. Ludzie byli wystraszeni.
    Byłam w drodze do Gryfowa śl. O księżnej Daisy dużo czytałam i oglądałam dokumentalne filmy. Opowiadałam na lekcjach.
    Sama się cieszę, że wróciłam do pisania o tym śląskim domu, bo miałam też swoje traumy na ten temat.
    Chciałabym wiedzieć, co wnuczka będzie pamiętała z tych naszych różnych imprez. Muszę jeszcze pożyć żeby ją spytać kiedyś.

    OdpowiedzUsuń
  4. Och, jak wiele tych letnich imprez! A ja nie znoszę tłumów. Unikam masówek, lato spędzam zwykle na mojej wsi pod Poznaniem, spotykam się z przyjaciółmi u nas i w okolicznych uroczych miasteczkach. Jak mnie znuży wieś, to wyjeżdżam na krótkie wypady, w Polskę (w tym roku nie oddalam sie za bardzo od domu). Właśnie wróciłam spod Gryfowa. Wracając wstąpiliśmy na zamek Czocha dziś, czyli w sobotę. Rozczarowanie. Ceny chyba dla Niemców, żadnych zniżek dla seniorów (pierwszy raz mi sie zdarzyło, że w polskim muzeum nie ma zniżek dla seniorów). No ale to nie jest normalne muzeum, tylko muzeum "podczepione" pod hotel Agencji Mienia Wojskowego. Tłumy nieprzebrane. Nasza wina, po co pchaliśmy się do Czochy w sobotę.
    Podziwiam cię, że masz siłę i ochotę na te różne imprezy. Oczywiście rozumiem, że wnuczka ma świetną rozrywkę i zabawę na tych imprezach, w towarzystwie babci. Gdy moi wnukowie byli młodsi, to też bywaliśmy na przykład w "żywym" skansenie etnograficznym, czy archeologicznym (Biskupin), bo te imprezy trwały całe wakacje, można było uniknąć tłumów, w muzeach, które interesują chłopców (np. kolei wąskotorowej czy broni pancernej). Ty masz córki, wnuczkę, ja mam synów i wnuków, to całkiem inny świat. Może, gdy będę częściej w okolicach Gryfowa (a się na to zapowiada), to też odwiedzę którąś z opisanych przez ciebie imprez cyklicznych. Pozdrawiam z Wielkopolski.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O jaka szkoda, że nie napisałaś wcześniej. 😭Mogłyśmy się spotkać na kawie. Ja mam ok 15 km do zamku Czocha, ale jeśli będziesz tu bywać, to może kolejnym razem. Wynudziłam się dziś w Lwówku Śl z wnuczką i jej koleżanką . Czasami już mam dosyć tej opieki nad dzieckiem, bo nie mam swojego życia.
      Tak, Zamek Czocha to istny cyrk. Wszystkich tam zawsze wożę. Będę tu do ok 20 sierpnia.

      Usuń
    2. Oj, chyba nie uda mi się do 20 sierpnia odwiedzić tych okolic znów. Ale kto wie? Może syn pojedzie jeszcze, to może z nim? Ale nic pewnego. I wiem, jak to jest całodobowa opieka nad wnuczęciem. Tylko mój ma 4 lata i naprawdę nie mogę go na chwilę spuścić z oczu ;)

      Usuń
  5. Kochana Alu pięknie to wszystko opisałaś. Twój styl literacki zawsze mnie zachwyca. Przeniosłaś mnie w kraj dzieciństwa. Otóż jako dziecko mieszkałam w obecnym woj. lubuskim w małej ale uroczej miejscowości Karczówka, na trasie Zielona Góra-Żagań. Przypomniało mi się winobranie w Zielonej Górze i barwny korowód w którym mężczyzna siedział w wielkiej butli a ja z przerażeniem małego dziecka na to patrzyłam i zastanawiałam się jak on się wydostanie. Oj to było bardzo dawno. Natomiast wracając do czasów obecnych w Świdnicy byłam rok temu a w Książu trzy lata temu. O urokach tychże nie będę się rozpisywać, bo Ty już to wspaniale zrobiłaś. Na koniec zaznaczę, że w tym roku to niemożliwe ale w przyszłości chętnie odwiedzę Dolny Śląsk a zwłaszcza zamki, których jest tam tak wiele i mają niepowtarzalny urok i klimat. Życzę Ci dalszego wspaniałego pobytu i ciekawych imprez które mam nadzieję tu uwiecznisz w sposób czarujący jak tylko Ty potrafisz. Do zobaczenia w Ostrowcu. Świętokrzyskie też piękne jak cały nasz kraj. Pozdrawiam. Grażyna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za miłe słowa. Te wspomnienia dla mnie też są drogie i szczęśliwe. Wspominałyśmy Żagań ostatnio. Niektórzy mężczyźni pamiętają o swoim wojsku w tamtym regionie. Większość Polaków jest związanych z tzw. Ziemiami Odzyskanymi na zachodzie i północy, a nawet w części Wielkopolski. Ja wielokrotnie pisalam w postach o swoich podróżach na zachód Polski, bo tam mieszkało pięcioro rodzeństwa ojca i jeździłam do kochanej rodzinki całe moje życie. Cieszę się, że mojemu anglosaskiemu mężowi spodobała się ta część Polski. Domy szachulcowe przypominały mu York. I tak tu sobie wakacyjnie pomieszkuję, podziwiając pałace i zamki, pięknie odrestaurowane domy w kratkę oraz Pogórze Izerskie. Dzisiaj popołudnie spędziłam z wnuczką w Pałacu Brunów, który też ma ciekawą wojenną kartę. A dla dzieci fajny plac zabaw na powietrzu i w budynku.

      Usuń
  6. Czasami chodzę na takie imprezy . U nas w Krakowie były organizowane Wianki takie słowiańskie święto , bardzo fajny pomysł , bo lubię pogańskie klimaty... Pozdrawiam sierpniowi .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ivanko, Nie bądź skromna. W Krakowie to się dopiero dzieje. To cały Dolny Śląsk niech się schowa, wykluczając może Wrocław. Ja miałam na myśli takie cykliczne imprezy, festiwale z wieloletnią tradycją. Bo wiadomo, że letnie festyny, również radiostacji, czy z okazji historycznych, to teraz odbywają się wszędzie. Szczególnie w górskich i nadmorskich w miejscach.

      Usuń
    2. W Krakowie ogólnie dużo się dzieje np. na rynku zawsze ktoś gra , śpiewa , są uliczne indywidualne koncerty . Ja lubię Kraków szczególnie Rynek główny no i sylwestra tez organizują fajne . Ostatnio byłam na Rynku Podgórskim fajnie było …

      Usuń
  7. Podobnie, jak któraś z przedmówczyń nie lubię tłumów. Największa impreza gdańska (choć nie festiwalowa) to jarmark dominikański, na który chadzałam w młodości, bo było to jedyne miejsce, gdzie można było coś dostać ciekawego z ciuchów, albo w ogóle cokolwiek, kiedy w sklepach nie było nic. Od kilku ładnych lat w czasie jarmarku omijam starówkę szerokim łukiem. Mamy na początku sierpnia rodzinną uroczystość i zawsze szukamy jakiejś knajpki na obrzeżach miasta bo nie da się ani zaparkować, ani przejechać. Ostatnio pojawiła się impreza o nazwie jarmark hanzeatycki. Nie wiedząc o tym próbowałyśmy wydostać się z miasta (utknąwszy w taksówce w korku, w którym przez pół godziny nie posunęłyśmy się nawet o 20 metrów). Nie wiem, czy to kwestia wieku, że człowieka bardziej irytuje tłum, czy kwestia osobnicza w każdym razie mimo, iż uwielbiam zwiedzać różne duże metropolie, bo tam jest najwięcej dla mnie ciekawych atrakcji (muzea, teatry, architektura) to coraz przychylniej patrzę na małe miasteczka, gdzie (przynajmniej powinno być spokojniej- choć nie zawsze jest). Natomiast odkryłyśmy z koleżankami może nie festiwal, ani cykl filmów dokumentalnych o sztuce, które prezentuje Gdyńskie Centrum Filmowe i chodzimy tam przynajmniej raz w miesiącu na film, a przy okazji kawa, spacer, czasem obiad. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń