Post ten poświęcam Ali, mojej dawnej bliskiej powinowatej, od lat serdecznej przyjaciółki. Tydzień spędzony na Mazurach to był doskonały ratunek i pociecha na mój "exodus" z gajówki, na moje czasowe odstąpienie od tamtych marzeń. A kapitulacją zupełną może być Adriatyk u córki.
Towarzystwa w mazurskich wycieczkach dotrzyma nam Konstanty Ildefons Gałczyński i jego Kronika Olsztyńska.
Rano słońce, rano pogoda,
idziemy do kąpieli.
Sama radość! Sama uroda!
Jak tu się nie weselić?
Z sosny słychać dzięcioła stuk.
A tutaj ryby bryzg! Spod nóg.
Ech, bracia, wpław! I płynąć, pływać,
aż tam, gdzie z drugiej strony
wiatr, roześmiany wiatr przygrywa
na sitowia strunach zielonych.
Gdy trzcina zaczyna płowieć,
a żołądź większy w dąbrowie,
znak, że lata złote nogi
już się szykują do drogi.
Lato, jakże cię ubłagać?
prośbą jaką, łkaniem jakim?
Tak ci pilno pójść i zabrać
w walizce zieleń i ptaki?
Ptaków tyle, zieleni tyle.
Lato, zaczekaj chwilę.
W samym środku rozległe jezioro,
nad jeziorem gwiazd modrych kilkoro,
a na brzegu posępna olszyna;
Jak Wenus pachnie szałwia.
Ptak siada na ramieniu.
Komar płacze w promieniu.
W dzień niebo się zaśmiewa,
a nocą się rozgwieżdża,
gwiazdy w gniazda spadają.
Żal będzie stąd odjeżdżać.
Na olszynie nieruchome ptaki,
a w zatoce zębate szczupaki,
Jeden ze smacznych obiadów spożywałyśmy w Szwaderkach koło Olsztynka, gdzie podają rybki prosto z jeziora i stawów hodowlanych. A przecież moja córka studiuje rybactwo w Olsztynie i ten temat jest jej szczególnie bliski. Zajadałyśmy smażonego lina z sałatką koprowo-kapuścianą. Co za boski smak.
I dla córci specjalna dedykacja u mnie, najsłynniejszy cytat z Gałczyńskiego. Tyle przygód jeszcze przed nią. W tamtym roku studia erazmusowe w Portugalii, teraz praktyka w Instytucie Oceanografii w Splicie. Potem Szkocja, Kanada, czas na życiowe przygody.
Jutro popłyniemy daleko,
jeszcze dalej niż te obłoki,
pokłonimy się nowym brzegom,
odkryjemy nowe zatoki;
nowe ryby znajdziemy w jeziorach,
nowe gwiazdy złowimy w niebie,
popłyniemy daleko, daleko,
jak najdalej, jak najdalej przed siebie.
Takie piękne chaty mazurskie widziałam, w Spychowie i wiosce Klon, jakby skansen. Chatki dawnych rybaków, może też strażników leśnych, jak u Gałczyńskiego. Obecnie wiejskie biblioteki, lub lokalne drobne wytwórnie spożywcze.
Dobrze jest nad jeziorem
nawet porą deszczową.
Leśniczy wieczorem
lampę zapala naftową,
po chwili we wszystkich pokojach
naftowe lampy płoną
a cienie od rogów jelenich
rozrastają się w nieskończoność.
Psy szczekają.
Trąbki północy bliskie.
A chmury pędzą po niebie
jak wielkie psy myśliwskie
Noc się wypogodziła.
Księżyc mruczy i świeci.
Spływają krople z ula.
Woda z jabłoni kapie.
Hej, deszcz po polach hula,
bo nie ma żadnych zmartwień.
Błyska się. Piorun broi.
Lasowi moknie broda.
Burze grzmiały piorunami codziennie wieczorem, w nocy, nad ranem. Orzeźwiały się upalne leśne polany, ścieżki miejskie i wiejskie, plaże nad jeziorem, ochładzały mieszkania. Zmartwienia też pojawiały się tuzinami, ale dało się ich przegadać, oswoić, pocieszyć. Nasz zapał w debacie o życiu na zasadzie doświadczeń wieloletniej przyjaźni, liczonej dziesiątkami lat, zbliżonych profesji, chociaż różnych pracodawców, wydawał się w tym względzie bardzo znaczący. Tematy przesuwały się lawinowo i kalejdoskopowo. Jak miło było wspominać Francję z profesjonalistką. Oglądałyśmy nawet teatr Kobra.
Nowy dzień wstawał słoneczny i beztroski.
O przyjaciele moi,
jutro znowu pogoda!
Do łóżek musiałyśmy się przeganiać, bo żadna nie chciała kończyć dyskusji i tyle jeszcze do powiedzenia, przekazania, oszołomienia, że ktoś czuje podobnie i rozumie, a Gałczyński powie tak:
jeszcze tyle byłoby do pisania,
nie wystarczą tu żadne słowa:
o wiewiórkach, o bocianach,
o łąkach sfałdowanych jak suknia balowa,
o białych motylach jak listy latające,
o zieleniach śmiesznych pod świerkami,
o tych sztukach, które robi słońce,
gdy się zacznie bawić kolorami;
I na koniec mała czarodziejka z zaczarowanego ogrodu powie sekrety życia.
Jest małą Madzią, Dominiką i Karoliną. I już wiem o co chodzi.
Towarzystwa w mazurskich wycieczkach dotrzyma nam Konstanty Ildefons Gałczyński i jego Kronika Olsztyńska.
Rano słońce, rano pogoda,
idziemy do kąpieli.
Sama radość! Sama uroda!
Jak tu się nie weselić?
Plaża nad jeziorem Wałpusz. |
Plaża miejska w Szczytnie. |
Jezioro Narty. |
Z sosny słychać dzięcioła stuk.
A tutaj ryby bryzg! Spod nóg.
Jezioro Wałpusz. |
Ech, bracia, wpław! I płynąć, pływać,
aż tam, gdzie z drugiej strony
wiatr, roześmiany wiatr przygrywa
na sitowia strunach zielonych.
Gdy trzcina zaczyna płowieć,
a żołądź większy w dąbrowie,
znak, że lata złote nogi
już się szykują do drogi.
Stąd zaczynamy przygodę z kajakowaniem. |
Krutynia w Spychowie. |
Kieruję na szuwary. |
Jak się stąd wydostać? |
Lato, jakże cię ubłagać?
prośbą jaką, łkaniem jakim?
Tak ci pilno pójść i zabrać
w walizce zieleń i ptaki?
Ptaków tyle, zieleni tyle.
Lato, zaczekaj chwilę.
Zamyślona Ala. |
Czyżby ostatnie promienie słoneczne tego lata? Nie, sierpień nas rozpieszcza upalną pogodą. |
A jakie snopki dorodne, zapraszają do zdjęcia. |
W samym środku rozległe jezioro,
nad jeziorem gwiazd modrych kilkoro,
a na brzegu posępna olszyna;
Jak Wenus pachnie szałwia.
Ptak siada na ramieniu.
Komar płacze w promieniu.
W dzień niebo się zaśmiewa,
a nocą się rozgwieżdża,
gwiazdy w gniazda spadają.
Żal będzie stąd odjeżdżać.
Migawki z jeziora Narty. |
Na olszynie nieruchome ptaki,
a w zatoce zębate szczupaki,
Jeden ze smacznych obiadów spożywałyśmy w Szwaderkach koło Olsztynka, gdzie podają rybki prosto z jeziora i stawów hodowlanych. A przecież moja córka studiuje rybactwo w Olsztynie i ten temat jest jej szczególnie bliski. Zajadałyśmy smażonego lina z sałatką koprowo-kapuścianą. Co za boski smak.
Można samemu sobie złowić rybki, jeśli sie posiada stosowną kartę uprzywilejowanego członkostwa. |
Jutro popłyniemy daleko,
jeszcze dalej niż te obłoki,
pokłonimy się nowym brzegom,
odkryjemy nowe zatoki;
nowe ryby znajdziemy w jeziorach,
nowe gwiazdy złowimy w niebie,
popłyniemy daleko, daleko,
jak najdalej, jak najdalej przed siebie.
Takie piękne chaty mazurskie widziałam, w Spychowie i wiosce Klon, jakby skansen. Chatki dawnych rybaków, może też strażników leśnych, jak u Gałczyńskiego. Obecnie wiejskie biblioteki, lub lokalne drobne wytwórnie spożywcze.
Dobrze jest nad jeziorem
nawet porą deszczową.
Leśniczy wieczorem
lampę zapala naftową,
po chwili we wszystkich pokojach
naftowe lampy płoną
a cienie od rogów jelenich
rozrastają się w nieskończoność.
Psy szczekają.
Trąbki północy bliskie.
A chmury pędzą po niebie
jak wielkie psy myśliwskie
Noc się wypogodziła.
Księżyc mruczy i świeci.
Spływają krople z ula.
Woda z jabłoni kapie.
Hej, deszcz po polach hula,
bo nie ma żadnych zmartwień.
Błyska się. Piorun broi.
Lasowi moknie broda.
Burze grzmiały piorunami codziennie wieczorem, w nocy, nad ranem. Orzeźwiały się upalne leśne polany, ścieżki miejskie i wiejskie, plaże nad jeziorem, ochładzały mieszkania. Zmartwienia też pojawiały się tuzinami, ale dało się ich przegadać, oswoić, pocieszyć. Nasz zapał w debacie o życiu na zasadzie doświadczeń wieloletniej przyjaźni, liczonej dziesiątkami lat, zbliżonych profesji, chociaż różnych pracodawców, wydawał się w tym względzie bardzo znaczący. Tematy przesuwały się lawinowo i kalejdoskopowo. Jak miło było wspominać Francję z profesjonalistką. Oglądałyśmy nawet teatr Kobra.
Nowy dzień wstawał słoneczny i beztroski.
O przyjaciele moi,
jutro znowu pogoda!
Do łóżek musiałyśmy się przeganiać, bo żadna nie chciała kończyć dyskusji i tyle jeszcze do powiedzenia, przekazania, oszołomienia, że ktoś czuje podobnie i rozumie, a Gałczyński powie tak:
jeszcze tyle byłoby do pisania,
nie wystarczą tu żadne słowa:
o wiewiórkach, o bocianach,
o łąkach sfałdowanych jak suknia balowa,
o białych motylach jak listy latające,
o zieleniach śmiesznych pod świerkami,
o tych sztukach, które robi słońce,
gdy się zacznie bawić kolorami;
I Klenczon zaśpiewa " Wróćmy nad jeziora, Na wędrowny rejs; Znajdziesz tam cel swojej drogi Wśród szumiących drzew" |
Mnie chyba został tylko nastrój z przeboju Wandy Warskiej "Róże, róże są tylko róże". |
A w tym ogrodzie róże zachwycały. |
I lawenda piękniejsza niż we Francji. |
I na koniec mała czarodziejka z zaczarowanego ogrodu powie sekrety życia.
Jest małą Madzią, Dominiką i Karoliną. I już wiem o co chodzi.
Jezeli chodzi o Mazury to moje rodzinne klimaty. Kocham je:) Od mojej miejscowosci do Szczytna jest spory hektar:) Ja mam rzut beretem do Olsztyna. Nawet zima na Mazurach i Warmii bywa pieknie:) A roze faktycznie fantastyczne widnieja na Twoich zdjeciach:)
OdpowiedzUsuńRóże z ogrodu mojej bratanicy, to już podwarszawska, stołeczna "wioska".
OdpowiedzUsuńJa też mam z Mazurami wyjątkowe wspomnienia ze wszystkich pór roku.
Fajnie wkomponowałaś te zdjęcia w strofy Gałczyńskiego :)
OdpowiedzUsuńKażdy może wykupić kartę jednorazowego wędkowania w Szwaderkach, ale za złowione ryby trzeba zapłacić prawie tyle samo co w sklepie rybnym. Przy ujściu Krutyni do Bełdan jest ciekawe miejsce, nazywa się "Galindia" - ciekaw jestem czy tam byłaś?
Najpierw przejrzalam sobie dokładnie moje zdjecia, nie bylo ich duzo, potem skopiowałam fragmenty wiersza, do ktorych moglam je dopasowac i dobieralam ich po kilka. Nie mialam zdjec z lasu, chociaz spacerowalam troche, a Galczynski duzo pisał o drzewach i nocy.
OdpowiedzUsuńW Galindii teraz nie bylam, kiedyś z córką na jakiejs rekonstrukcji, gdy była młodsza. Było za goraco!
O tym łowieniu ryb słyszałam, ale sporo wędkarzy zajmowałao się swoją pasją.
Bardzo mi się podoba Twoje wypoczywanie! Ja też w końcu muszę wybrać się na Mazury. Ostatni raz tam byłam jakieś ...20 lat temu. Pozdrawiam i nawet troszkę zazdroszczę :)
OdpowiedzUsuńMazury są piękne ale zawsze przerażają mnie te tłumy tam..chociaż wystarczy nieco zboczyć z głownych tras i już jest dobrze:) ściskam ciepło
OdpowiedzUsuń