Jacques Prevert, mój ulubiony poeta z młodości mówił; Mangez sur l'herbe Dépêchez-vous Un jour ou l'autre L'herbe mangera sur vous.
Moja lista blogów
czwartek, 9 lutego 2023
Urodziny, urodziny. Make a wish.
Takie wspomnienie z okazji zbliżającego się zjazdu szkolnego. Będą zmiany w trakcie lektury przez znajomych.
Maj 1978
Zapowiada rodzicom, że na urodziny jedzie do swojej koleżanki do Mielca. Są jakieś połączenia z Sandomierza, gdzie najpierw odwiedzi chrzestnego i dziadka. Mają jechać do Krakowa pooddychać atmosferą wielkiego miasta. Stefcia jest dla niej oknem na świat, ma ojca w USA i regularnie dostaje stamtąd atrakcyjne paczki. Dolary są stale w jej portfeliku. Ala odkąd poznała koleżankę, a było to jeszcze w podstawówce, chce w przyszłości czmychnąć za granicę. Nie da się tak normalnie wyjechać, trzeba uciec. Podoba jej się ten sezam pełen słodyczy, kolorowej pięknej odzieży i rozmaitych konserwowych produktów, które kiedyś widziała w amerykańskich paczkach. W polskich sklepach tak skromnie i biednie. Nie wie jeszcze gdzie uciec, ale gdzieś do sprawiedliwego kraju na Zachodzie, bo tam jest bez zmian, jak często powtarzają, cytując słynnego E.M. Remarque`a. Podział na kraje za żelazną kurtyną i tzw.Zachód jest bardzo wyrazisty. Pierwszym krokiem do wyjazdu w szczęśliwsze rejony jest pilna nauka języka angielskiego i francuskiego. Ma doskonałych nauczycieli, panią Zofię Świątkiewicz i pana Tadeusza Śniechowskiego. Wyszukuje wszystkich możliwości mówienia w tych językach. Parę miesięcy wcześniej w Warszawie na Starym Mieście poznała miłego francuskiego studenta, oferując mu pomoc w zakupach, spytała tylko Can I help You? I jakoś tak się rozgadali. Kupiła sobie potem płytę do nauki francuskiego, pilnie ćwiczy wymowę i na pamięć uczy się całych dialogów. Adapter Mister Hit cały czas nastawiony do słuchania. Bardzo jest dumna z tego pięknego adapteru, ma czerwoną plastykową pokrywę i wygląda bardzo nowocześnie. Słucha na nim również muzyki klasycznej oraz filmowej Andrzeja Korzyńskiego. Beztroska Polowania na muchy bardzo jej odpowiada. Korespondencja z Alainem się rozwinęła i zaprosił ją w wakacje do siebie. Ma jeszcze jedno zadanie do wykonania, dostać się na studia. W poprzednim roku ten falstart trochę ją przygnębił. Pracowała potem fizycznie parę miesięcy i mogła garderobę uzupełnić. Najbardziej cieszyła się z sukienki zakupionej w cepelii i paru materiałów, z których mama umiejąca szyć, stworzyła jej nowe kreacje. Letnie przymarszczone sukienki i spódnice, koszulowe bluzeczki, krótkie spodenki, a nawet kostium kąpielowy. Na zdjęciu w akademiku u koleżanki, studentki Kotańskiego.
Babcia sprzedała ziemię i na jej książeczkę PKO wpłynęło 10 tysięcy złotych z podziału. Były to pieniądze na wyjazd do Francji. Tylko najpierw dostać się na studia, bo ojciec mnie nie puści, myślała.
Ale tego dnia w wigilię swoich urodzin ubrana w białą koszulkę z małą stójką i spódnicę w kratkę , w bordowych lakierkach z takim białym paskiem wokół podeszwy udaje się na dworzec PKS na ulicy Hanki Sawickiej. Z brązową torbą ze skaju uszytą przez kaletnika, który znał się z ojcem, raźno maszeruje przez Aleję 1 Maja. Jeszcze się kłębią tłumy pierwszomajowe na ulicach i atmosfera wesołości, lodów w Kryształowej i oranżady. Jest bardzo podekscytowana, nie ma dużo rzeczy, bo u koleżanki mają się przebrać w atrakcyjniejsze ciuszki i jechać do Krakowa następnego dnia. W autobusie myśli o filmie Iluminacja, który oglądała niedawno. Nie chciałaby żyć z takimi dylematami, czy wybierać herbatę madras czy ulung. Po kilku miesiącach pracy fizycznej, powtarza sobie jak mantrę- tylko dostać się na studia, dostać się na studia, nie chce pracować, chce się uczyć, czytać, mówić 5 językami obcymi. Nie chce bywać z umysłami rodem z esprit d`escalier, tak sobie powtarzają z inną koleżanką.
W Krakowie następnego dnia słyszy make a wish , gdy przy stoliku mówią głośno, że ma dzisiaj urodziny, a Stefcia śpiewała jej Happy Bday, uprzejmie wtrącił się w rozmowę siedzący obok młody Niemiec. W jej czasie linearnym to ryzyko się już wtedy pojawiło. Języki obce , o których marzy zostaną z nią na zawsze.
Maj 1988
Nie jest szczęśliwa w dniu swoich 30-tych urodzin. Podobnie jak jej kraj na początku maja 1988 roku. Powszechne strajki wszędzie i wszechogarniająca beznadzieja. Świat zmniejszył się do rozmiaru mieszkania M2 wypełniony płaczem małej córeczki.
Make a wish pamięta jeszcze studencka koleżanka Danusia, która ją odwiedza. Ona za niedługo wyjeżdża z kraju. Z bardzo daleka od swojego rodzinnego domu przyjechała pożegnać się z Alą.
Małe mieszkanie na osiedlu Stawki wypełnione dobrem wystanym przez zapobiegliwego ojca, jest świadkiem kolejnych marzeń. Dostać większe mieszkanie. Nie kupić, ale dostać. Takie signum temporis tamtych czasów. Albo zostawić to wszystko i wyjechać za granicę. W obecnym mieszkaniu jest meblościanka i dwa tapczany ze sklepu meblowego na Mickiewicza oraz telewizor z Radwana. Z książeczki dla młodych małżeństw kupuje oryginalne meble z cepelii, które mają służyć całe życie. Jest dywan przywieziony aż z Żagania. Piękne lustro w przedpokoju i oczywiście szafa wnękowa oraz pawlacz, hit małych mieszkań, zamówiony przez ojca. Kuchnia ma lodówkę z Rzeszowa, szafki w zestawie, stół i taborety. Jest dużo książek, bo mieszkają tu japiszony lat 80-tych. Co tu zostawiać w razie wyjazdu? Często wspomina swoje dawne wakacje we Francji i life-time holiday w Indiach. Tu na tle erotycznych świątyń w Khajuraho.
Pod opieką rodziców było lepiej.
Kreacja urodzinowa jubilatki- prosto z Turcji ze sławetnych wycieczek, z których najbardziej przysłowiowe stały się swetry tureckie. Na zdjęciu z mężem i córeczką Madzią.
Jednakże w związku z posiadaniem takich dóbr jak telewizor meble mały fiat- Ala solidaryzuje się z Izą Trojanowską. Brązowy fiacik też stoi przed blokiem. Zawsze wyśmiewała małą stabilizację we wszystkich możliwych konfiguracjach. Oraz najbardziej nieprzyjemne ciała pedagogiczne z Ferdydurke, będąc nim sama. Sfrustrowana 30-latka żegna się z młodością, popłakuje wieczorem w poduszkę.
Maj 1998
U progu 40-stki ustatkowała się w stopniu zadawalającym. Duże mieszkanie już było, a mały fiat został zamieniony na opla kadeta w ładnym kolorze bordowym. Dzieci, już dwoje, podrosły i nie musi już z nimi spędzać tak wiele czasu. Może poświęcać się pracy. Tym razem urodziny w przeddzień komunii młodszej córki. Dziecko jest grzeczne i ambitne. Na zdjęciu z córką, ale nie na komunii, hehe.Festiwal Woodstock. Impreza komunijna odbywa się w domu i jest przygotowana przez prywatny "katering", czyli dobrze gotujące koleżanki. Sukienka na zamówienie szyta przez inną przyjaciółkę, zdolną krawcową. Sklepy w młodym kapitalizmie wypełnione są tandetną krzykliwą odzieżą, a na bazarach słynne dresy z kreszu.
Za parę dni jedzie na dwutygodniową szkolną wymianę do UK. Potem ma zjazd szkolny, na który wybiera się pierwszy raz. Te początkujące lata demokracji są dla niej łaskawe. Zwolniła się z państwowej pracy w szkole i rozpoczęła swoją działalność. Nie ma dużych wymagań. Czuje się niezależna. Robi to, co lubi. Uczy innych i siebie języków obcych. I te pięć języków prawie zrealizowane, nawet sześć. Trudno powiedzieć, że zna tyle języków, ale umie się nimi komunikować. Wiedzę z literatury realizuje w cyklach felietonów, opowiadań, wywiadów w lokalnych gazetach. Jeździ często za granicę, szczególnie do UK. Ale w Londynie nie umiała wybrać kawy w Starbucks, pierwszy raz widziała taki wybór, znała tylko cappuccino i espresso. W restauracjach też ma zawsze problem ze zrozumieniem karty dań. Nie wyczytała tego w swoich książkach.
Czas przedurodzinowy, na początku maja w 1994 spędziła w Londynie i Calais podczas otwarcia Eurotunelu w miedzynarodowym towarzystwie. Była laureatką europejskiego konkursu miast bliźnieczych. Pierwszy raz poszła do sauny, też nie wiedziała jak się zachować. Obserwowała Christine, swoją angielską koleżankę. Karaoke zawsze nazywa z angielska „kari-oki” bo pierwszy raz w Anglii się z tym zetknęła i śpiewała Abbę Dancing Queen- having the time of my life… Ma już mnóstwo zdjęć i aparat cyfrowy.
40-ste urodziny spędza w domu razem z chrzestną swojej córki, kuzynką z Rzeszowa, mąż jakby już nieobecny w tej rodzinie. Make a wish to enjoy privileges of the privileged class, tak gdzieś wyczytała i lubiła cytować. Chce nadal wyjechać za granicę i zostać na dłużej niż trwają jej służbowe podróże.
Maj 2008
Mąż nie żyje już od ponad roku. Starsza córka od 4 lat w Anglii, młodsza, przed maturą i często do niej jeździ. Jakiś czas wcześniej poznała uroczego Amerykanina, nie do wiary stary hippis, który jak w musicalu Hair o mało co nie znalazł się na wojnie w Wietnamie. Z okazji urodzin zabiera ją do Szkocji, gdzie sam mieszkał przez 20 lat i temu zawdzięcza również brytyjskie obywatelstwo. Dla jego opisu zastosowała wierszyk z filmu Walkower: człowiek, który mówi, nie wiem po co tu przyszedłem i po wielu latach, albo po czymś takim jak młodość albo miłość z ręką na sercu chce wszystko naprawić i poprawia krawat.
Imponuje Ali, bo on taki luzak, jej amerykański Robert Redford, a ona musiała tyle granic pokonywać i czuje się jak bohaterka Nałkowskiej lub Kuncewiczowej. Nie na swoim miejscu. Ach ta literatura, wszędzie zdradza jej wschodnie pochodzenie i kompleksy. Ale dekada 1998-2008 była bardzo przyzwoita. Firma jak money tree sama się kręciła bez większego jej wysiłku i zaangażowania. Dwa razy na rok trzeba było się poświęcić, we wrześniu, żeby rozpocząć rok szkolny i w czerwcu, żeby zorganizować wycieczkę do Londynu. Ona podróżowała po całej Europie, mówiła tymi wymarzonymi językami obcymi tam, gdzie się pojawiła. Nawet po niemiecku i rosyjsku na Malcie z parą niemiecko-albańską, która nie znała angielskiego.Zdjęcie na Malcie, gdzie jej "Redford" pracował.
Były też trudne chwile, choroba i śmierć obydwojga rodziców, kłopoty wychowawcze z córkami nastolatkami. Zbliżająca się matura młodszej córki spędzała sen z oczu. Wcześniej dojrzewanie tej starszej.
Poprzez unijne zjednoczenie następują totalne migracje do zachodniego świata. Wszyscy marzą o bogatej konsumpcji.
Ale 2 maja 2008 i te dni wokół są wyjątkowe. Ona tak lubi wymagać, żeby wszyscy pamiętali o jej każdych urodzinach. A teraz to już 50-tka.
W Polsce zaczynają się słynne majówki, wszyscy biorą urlopy i wyjeżdżają. W Edynburgu chodzi śladami Marii Stuart w pałacu Holyrood. Zabrała ze sobą książkę Stefana Zweiga i czyta sobie wieczorem fragmenty. Monumentalny zamek na skale czaruje swoją wielkością. W Glasgow, mieście europejskiej kultury, w buddyjskim ogrodzie przemknęła jej przez myśl dawna japońska pasja, kokoro i Kimiko. Dwa lata wcześniej spaceruje po Miami i szuka słynnej szkoły tatuaży, bo córki prosiły.
Amerykanin zabiera ją do tradycyjnej szkockiej restauracji, próbuje słynny haggis jako starter, a na deser cranachan, gdzie whisky rozlewa się miło po podniebieniu razem z innymi jej ulubionym składnikami. Make a wish, po kilku nocach rozgrzewanych whisky mieszanej z drambui, jak najbardziej na miejscu, wyjść za niego za mąż i zamieszkać we Francji, bo Amerykanin mieszka w Langwedocji.
Maj 2018
Internet rozszalał się w świecie w sposób nieprzewidywalny. Telefonia komórkowa przeżywa nadzwyczajny rozkwit, mamy natychmiastowy kontakt z każdym miejscem na ziemi. Rozmawiamy , wysyłamy zdjęcia, robimy wszystkie bankowe transakcje, kontakty pracownicze i towarzyskie ograniczają się do różnych social media. Spotykamy się w barach i restauracjach spożywając posiłki i załatwiając jakieś sprawy. Rzadko zapraszamy się do domów,
gdzie pełne lodówki i kuchenne szafki zaopatrzone we wszelkie dobra. Batoniki, ciasteczka, czekoladki, alkohole, których już się nie spróbuje, przekąski, te konserwowe cuda, owoce z całego świata. Ciągle coś jemy i to przybiera neoreligijne formy, jak we Francji. Gdzie nowa restauracja i gdzie coś zjemy na obiad, kolację, mały snack, deser, wypić drinka. Do tej hiperkonsumpcji chce dołączyć cały biedny świat Afryki i Azji. Następują ogromne migracje ludności i pogłębiające się podziały na bogatą Północ i biedne Południe.
Ślub był już dawno , minęło parę lat, prawdziwy występ i występek w Miami vice, oraz uroczysty obiad w towarzystwie nowej amerykańskiej rodziny. Jest zadziwiona swoim życiem. Na jej drobne faux pas, on miło reaguje, że „Aliszia” doświadcza culture shock. W kari-oki bar on śpiewa jej I cant help falling in love with you. Kupują wspólny dom we Francji, niedaleko Carcassonne i Narbonne. Blisko nad Morze Śródziemne i niedaleko w Pireneje. Tam przez dwa lata prowadzą leniwe szczęśliwe życie. Nad Canal du Midi. Nagła przeprowadzka do Polski z powodów finansowych zmieniła relacje i już nie układa się jakby chciała.
W tym czasie córki układały sobie swoje życie, na jej wybory już zabrakło cierpliwości , oddania, poświęcenia. Jemu i jej. Pojawiły się na świecie dwie wnuczki. Czas z nimi okazuje się słodszy niż cokolwiek. Sprzedają pierwszy duży dom zakupiony w Polsce, kupują drugi, znacznie mniejszy i wydają się bardziej uspokojeni , nie tak dawno skłóceni z życiem jak bohaterowie pewnego filmu, następnie pogodzeni, bardziej już zrezygnowani.
Urodziny, już 60-te spędza z córkami, wnuczkami i siostrą cioteczną, która mieszka w domu ich wspólnych dziadków. Zaraz potem ma bardzo udany zjazd szkolny, gdzie dawni koledzy jednogłośnie twierdzą, że nic się nie zmieniła, ta sam figura i uśmiech. Rzeczywiście jej waga stoi w miejscu od kilkudziesięciu lat.
I kolejne make a wish, to być zdrowym, i żeby się układało w rodzinie, bo to zaczyna wreszcie doceniać nade wszystko. Chce jeszcze podróżować, poszaleć , np. w Amsterdamie, i jedzie tam sama. Ostatnie takie lato z coffee barami w tle, potem narty, chociaż tylko w Krajnie, hehe.
Ale on woli zostać ze swoim kotem. Jak zawsze pobłażliwy dla niej i wielkoduszny. A niech jedzie, jeśli jej się chce.
Czy pamiętacie niektóre dekady ze swoich urodzin? Które najbardziej?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Czasy się zmieniają, a Alicja taka sama. Wszystko przeleciało, ale powtarzaj, że jeszcze w zielone gramy. I kolejny zjazd szkolny się szykuje, który nam równo odmierza czas.
OdpowiedzUsuńTak, jestem fotogeniczna. Na wielu zdjęciach w wieku czterdziestu paru lat wyglądałam lepiej niż dwudziestoparolatka. Bo wtedy rzadko chodziło się do fryzjera, kosmetyczki, a nawet jak się poszło, to panie w naszych prowincjonalnych miastach nie potrafiły nic sensownego zaproponować, tylko trwałą i czarną hennę. Ponadto stroje były takie przaśne w latach 80. Moja mama mi szyła, ale zdobycie wykrojów z Burdy było prawie niemożliwe. Ja bardzo źle wspominam tamte lata. Moje opowiadanie jest trochę powierzchowne, bo mam też niewesołe wrażenia, że tak szybko przelatuje nasze życie w społecznej historii. Pozostają chwile, jak w piosence.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam wszystkich i dziękuję za obecność na moim blogu.
Zachodni faceci tacy mniej wiecej sa." Niech jedzie jezeli chce". Czesto on ma swoich kumpli, ona swoje kolezanki ... rzadko robi sie wspolne spotkania. Ale sa tez bardziej pomocni przy dzieciach i w pracach domowych. sa w sumie samowystarczalni.
OdpowiedzUsuńTak sobie mysle, ze te priorytety zyciowe zmieniaja sie w zaleznosci od wieku. Znalam malzenstwo ( ludzie 10 lat starsi ode mnie), ktorzy snili po nocach o wybyciu z kraju komuny. Teraz dzieci ich powyjezdzaly. Pomogly im zakupic kawalek ziemii na wsi i o dziwo ... oni tam sa szczesliwi. Juz ich Ameryka nie interesuje. On nie za bardzo chce sie gdziekolwiek ruszyc- ona podrozuje do dzieci:) On czeka kiedy dzieci przyjada do nich:)
Pewne dekady życia zmieniają nasze potrzeby z różnych przyczyn, najpierw rodzinnych, finansowych, potem zdrowotnych, znowu rodzinnych. Małe dzieci, dorabiamy się, zmieniamy domy, mieszkania, jeździmy na urlopy, atrakcyjne podróże służbowe, kiedyś mówiło się, że w delegacje, hehe. Potem dzieci ruszają w świat, chorują rodzice, umierają, na nas kolej, bo my zaczynamy chorować, pracujemy mniej, lub przechodzimy w stan spoczynku czyli emeryturę, znowu fundusze ograniczone, jak z czasów dorabiania. Możemy mieć zgromadzony majątek, to znowu dorosłym dzieciom pomagamy, lub nawet już wnukom. I tak powoli rezygnujemy z własnych potrzeb. Takie uproszczenie naszego życia.
OdpowiedzUsuńMnie się wydaje, że mam taki sam apetyt na życie jak 20 lat temu, ale napisałam, że marzę o zdrowiu, bo akurat pojawiły się pewne kłopoty. I żeby w rodzinie się układało, mam na myśli też rodziny córek, bo my tak w Polsce mamy.
Wszystkie marzenia do tej pory mi się spełniały, to teraz też. Nigdy nie chciałam mieć domu, tym bardziej na wsi:)) jak to obecnie modne, chciałam tylko podróżować i mówić tymi pięcioma językami za granicą, czy nawet tam mieszkać. To naprawdę prawie infantylne. Ale się spełni.
Fajna uwaga Ani, że mężczyźni na zachodzie są samowystarczalni, to wcale nie jest dobra cecha, dochodzę do wniosku:))
Właściwy opis Kima, jak pamiętam z opowiadań. Wiele osób może zazdrościć takiego podejścia w życiu. Ona ma dobrze, sofa, telewizor i kot. Do tego pewnie szklaneczka, smaczne jedzonko, w zimie przy kominku, w lecie na hamaku. A ty się martw za rodzinę, ogród, zdrowie, przyjaciół, starszych członków rodziny, dom,, mieszkanie itd
OdpowiedzUsuńPatrz, życie nam przeleciało, ale zatrzymałyśmy się circa 50tki i niech tak zostanie.
Koleżanka pisze: nie jestem gotowa opowiedzieć na forum jak Ty o swoim życiu. Może kiedyś coś napiszę. W szkole podstawowej , chyba 6 czy 7 klasa pisałam pamiętnik, ot takie tam sprawozdania z minionego dnia i teraz trochę mi szkoda, że nie pisałam do teraz. Bo wiele rzeczy nie pamiętam. Byłby pewnie teraz problem z opisaniem życia tak jak Ty to zrobiłaś.
OdpowiedzUsuńTak krótko, to u mnie były różne okresy, trudne i wspaniałe, ale to już było..
Teraz też jest fajnie na emeryturze.
Myślę Alu, że każde pokolenie żyjące nie na zachodzie ma swoje ograniczenia. 20 Lat temu nie każdy mógł uczyć się języka angielskiego w podstawówce i jeszcze były klasy z niemieckim i rosyjskim lub niemieckim i francuskim o języku włoskim czy hiszpańskim można sobie było poważyć a są to języki, które otwierają nam świat, bowiem szybko się ich każdy nauczy a z francuskim czy niemieckim jak sama wiesz nie zawsze osiąga się sukcesy. Patrząc na dzisiejszą młodzież też widzę spore ograniczenia, mimo iż jest Erasmus ale o studiach zagranicznych takich np. magisterskich to mogą sobie pomarzyć o szkołach średnich zachodnich to włożyć pomysł do szuflady z napisem bajka, choć nielicznym się udaje. Jest na pewno więcej możliwości, ale też są i ograniczenia we współczesnej Polsce a jak patrzę na szkołę Czarnka to osobiście załamuje ręce i jestem przerażona i od razu mówię, że nie bronie gimnazjów, bo i one były beznadzieje, choć ciut nowocześniejsze.
OdpowiedzUsuńKażdy ma swoje szanse w życiu, tylko trzeba mieć pasję, ambicję i pracowicie dążyć do celu. U mnie w rodzinie jest czy było paru filologów. Pierwszy mąż- wybitny germanista, tłumacz przysięgły, znał też język holenderski, ale on kochał ten język w czasie, gdy niemiecki był objęty odium społecznym. Studiował w Rostocku przez rok i właściwie nie lubił enerdówka. Rzucił najpierw studia, potem kończył zaocznie. Miał dobrych nauczycieli w liceum zawsze powtarzał. Podobnie było ze mną, ja studiowałam filologię polską, bo się nie dostałam na angielski, potem kończyłam zaocznie, bardzo chciałam się uczyć. Moja siostra cioteczna- romanistka z małego miasteczka na Mazurach i dostała się w połowie lat 70. na Uniwersytet Warszawski, bo ona też uwielbiała ten język. Mój drugi brat cioteczny robił studia doktoranckie w Moskwie, w czasie pierestrojki, gdy wszyscy już chcieli na zachód, a nie na wschod. Moje córki znają angielski, bo jeździłam z nimi do Anglii, ale niemieckiego po ojcu już się nie nauczyły, teraz jedna córka uczy się zawzięcie.
OdpowiedzUsuńUproszczając temat, jak czegoś naprawdę chcemy, dążymy do tego i cel osiągamy. Ważne mieć pasję, i być pracowitym. Jedynie choroba może być przeszkodą. Ale też są przykłady przezwyciężania tego. Uczę w szkole od 40 lat i widzę oraz pamiętam dawne dzieci i obecnych dorosłych. Determinacja, wiedza czego się naprawdę chce, czasami szczęście i to gwarantuje sukces.
Czarnek odejdzie za niedługo.