Na blogach debatujemy na różne tematy w zależności od rozmaitych naszych doświadczeń. Ostatnio często wracam do wieku adolescencji, który kształtował moje późniejsze postawy. Krótkopowêsće
I tak
dawno temu, o czym już wspominałam wiele razy, pojechałam z rodziną do Cottbus.
Mieliśmy wtedy nawet prywatnego tłumacza pana Franciszka Polańskiego, sąsiada
mojej cioci z Żagania. Ten starszy pan przed wojną mieszkał w Saksonii i żył w
przyjaźni z pewną mniejszością narodową tamtych rejonów. Dużo mi o nich
opowiadał, a nawet dał mi książkę z ilustracjami na temat tego narodu. Pamiętam
jak bardzo mi imponowało, kiedy pan Franciszek przechodził z jednego języka na
drugi, a nawet trzeci bez żadnego zająknięcia. Bo Cottbus inaczej
Chociebuż, to fenomen słowjasnkeho hrodźišća.
Wtedy zakiełkowała we mnie myśl, żeby uczyć
się pilnie języków obcych. Miałam 13 lat i już rozpoczęłam język
rosyjski. Zaczęły się nawet pierwsze korespondencje, przyjaźnie z Rają i Tanią,
które trwały przez kilkanaście lat. I dalej językowe losy się potoczyły.
Modna wtedy była słowianistyka, też o tym myślałam, ale jednak bardziej
pociągały mnie języki zachodnie i tamta kultura.
Jednakże na zawsze w pamięci został pan Polański i ta narodna mjeńšina. Często myślałam, żeby tam znowu pojechać i zapoznać się bliżej z tym narodem, nie tylko jako muzealnaja witrina, ale żywy twór. Musiałam czekać pół wieku,😁 a teraz już hižo rêkam.😀
Czy wiecie co to za język?
Czy Po raz kolejny pojechałam na wycieczkę do Saksonii. Tym razem odwiedziłam Herrnhut, kolebkę kościoła morawskiego, gdzie od 1722 roku zamieszkali uchodźcy z Czech i Moraw. To bardzo religijna ewangelicka wspólnota kościelna. A obecnie znani są z produkcji gwiazdek adwentowych.
Urocza mała miejscowość, gdzie słowa z Biblii mają swoją moc.Potem pojechaliśmy do Löbau, spokojnego średniowiecznego miasteczka, które leży u podnóża góry Schafberg, a pewien piekarz w roku 1854 ufundował miasteczku żelazną koronkową wieżę obserwacyjną. Nie wchodziłam na wysokość 30 m, podziwiałam wieżę na obrazach w sąsiedniej restauracji.
Następnym punktem programu było Bautzen- czyli nasz historyczny Budziszyn. Pokój w Budziszynie pamiętacie?
Najstarsze miasteczko Górnych Łużyc i jedno z piękniejszych w Niemczech.
Leży nad rzeką Szprewą, chronią ją granitowe klify, solidne mury miejskie i wieże. Ma ponad 1000 lat. To miasto pełne niezwykłego uroku. Z ogromną przyjemnością spacerowałam wzdłuż zabytkowych uliczek, rozglądałam się za wieżami, a najpiękniej miasto wyglądało z mostu.
Ad rem.
Ale przyjechałam tu głównie po to, aby wreszcie odkryć fascynującą historię i zwyczaje Serbołużyczan, ponieważ w Budziszynie mają swoje korzenie.
Ale skąd się tu znaleźli?
Serbołużyczanie to wiadomo również Słowianie, którzy w końcówce
wędrówki ludów już w 6-7 wieku zamieszkiwali te rejony. Są bezpośrednimi
potomkami plemienia Miliczów i Wenedów. Tak, tak, Lilia Weneda to stąd. Słowo Wenden
w języku niemieckim miało kiedyś pejoratywne znaczenie. Byli bardzo dzielnym i
walecznym plemieniem. Te mroki dziejów są udokumentowane Już w roku 631
frankoński kronikarz Freddegar nazywał serbskie plemiona Surbi po łacinie i ich
księcia Derwana. Serbowie rozwijali się społecznie od wielkich rodzin, przez waleczną demokrację do wczesnego
feudalizmu.
Karol Wielki
chciał ich sobie podporządkować w 806
roku i dokonał zwycięskiej walki pod Warnenfeld./ Bawaria ?/ Posiadali 30 ufortyfikowanych
osad, walczyli z Frankami do 10 wieku Planowali podbój plemion słowiańskich po
drugiej stronie Łaby, ale zostali zdławieni przez niemiecką siłę feudalną.
Musieli płacić wysokie kontrybucje, a powoli na ich ziemię zaczęły się
sprowadzać germańskie plemiona z Bawarii, Turyngii, a nawet Flandrii. Dużo trzeba by czytać na ten temat, żeby przedstawić temat profesjonalnie.
Ostatecznie
Milczanie stracili swoją polityczną i ekonomiczną niezależność do roku 990.
Taka ciekawostka o różnych mniejszościach.
Od 13. wieku niemieccy rzemieślnicy zaczęli przybywać do terenów Łużyc. Przez setki lat Serbołużyczan spotkało wiele represji i marginalizowania, ale przetrwali. Nie stracili swojej ważności, mieszkali szczególnie w takich miejscach jak Budziszyn/ Górne Łużyce/ i Chociebuż/ Dolne Łużyce/ . Przez kilka wieków należeli do korony czeskiej i feudalne centra nie miały nad nimi władzy.Reformacja przyniosła wiedzę, naukę i szacunek do ojczystego języka. Wielką rolę odegrały szlacheckie rodziny Górnych Łużyc oraz kler, zarówno protestancki i katolicki. I tak trwało przez następne wieki. Pozostał nienaruszony szacunek do ziemi, tradycji i języka przodków. Dolne Łużyce miały mniej szczęścia, ich język jest zagrożony wyginięciem, chociaż kultura i tradycje są kultywowane w wielu wioskach i miasteczkach, szczególnie w Chociebużu.
Do tej pory kościół św Piotra w Budziszynie jest symultaniczny. Odbywają się tam msze katolickie i protestanckie od 1524 roku. Jest to ewenementem w kościele.
Obecnie Serbołużyczanie to grupa ludności około 60 000, są dwujęzyczni od dawna i mają duże prawa w Wolnym Kraju Saksonia oraz w Brandenburgii.
Można się z nimi dogadać😀
Muzeum Serbów mieści się w Zamku Ortenburg/ Hród/ w Budziszynie z roku 958, pamiętający również czasy króla Wegier Macieja Korwina
Zatrzymał się tu nastrój dawnych lat. Sentymentalne wystawy pełne wspomnień pracowitego religijnego narodu.
Wypełnione melancholią nad upływającym czasem. Bardzo mocne przywiązanie do ziemi, wiary, rodziny i swojego języka. Duma z książek pisanych po serbsku. Dialektem górnołużyckim.
Walka przez wieki o niezależność i utrzymanie swojej tożsamości. Szczególnie w okresie nazizmu.
Panie w recepcji również jakby z filmu, w strojach z epoki, mówiące serbskim językiem. Uprzejme, starsze i wzruszające. Same pełne zadumy nad życiem.
Pamiętam ze swoich studiów, miałam przedmiot nazywany SCS, czyli starocerkiewnosłowiański, gdzie dokładnie poznawaliśmy pochodzenie języków słowiańskich. Bardzo mnie to fascynowało. I tak wszyscy w Europie pochodzimy od grupy praindoeuropejskiej.
Cieszę się bardzo, że mogłam przeżyć tę językowo-historyczną przygodę w Budziszynie i jeszcze chętniej dzielę się tym z wami💓 Taki melancholijny spokój w tym miasteczku. Dwujęzyczność w nazwach.
![]() |
Kilka zegarów na wieży ratuszowej. Również średniowieczny, słoneczny. |
Czy w czasie swoich wędrówek spotkaliście
jakieś mniejszości narodowe i ich ciekawe historie?
Moje klimaty! No po prostu muszę tam pojechać. Wspominałam ci o znajomym pasjonacie Serbołużyczan. Trochę więcej sie wtedy dowiedziałam o tym "małym" narodzie. W Budziszynie odbywa się (odbywał?) festiwal Małych Narodów. Wiem, że brali w nim udział Kaszubi, tak, tak, zaliczani z racji języka do małych narodów.
OdpowiedzUsuńA mniejszość narodowa - Białorusini w Polsce, z liceum białoruskim w Hajnówce (miałam stamtąd studentkę, na lingwistyce ) i Litwini z ośrodkiem w Puńsku na Suwalszczyźnie (liceum litewskie, też miałam studentkę, a potem gościłam u niej w domu, bo byłam pilotką litewskiej grupy w Suwałkach, a pani przewodniczka była z Puńska, a tam wszyscy sie znają). No i znałam Węgra z Ukrainy. Jego mama nigdy nie nauczyła się ani ukraińskiego, ani rosyjskiego i wcale nie zmieniła od urodzenia miejsca zamieszkania, to granice się zmieniły, a znajomy (altowiolista) był przewodnikiem wycieczek po Kijowie z językiem węgierskim :).
Będziemy miały o czym rozmawiać 👏👍🤣 ale w tych wspomnianych przez ciebie rejonach chyba nie ma dwujęzyczności oficjalnej?
UsuńNie wiem na pewno. Jest za to na Kaszubach i Śląsku Opolskim. Na wschodzie chyba ciągle nie zaleczono wojennych ran. Ale przypomniałam sobie, że byłam na Litwie w obwodzie soleczniańskim, niedaleko Wilna i tam są napisy dwujęzyczne, bo tam sporo polskich wsi.
UsuńSerboŁużyczanina spotkałem przypadkowo - w Australii. Próbowałem załatwić nocleg w górskim schronisku i rozmawiałem przez telefon z jakimś panem o zdecydowanie słowiańskim nazwisku. W końcu nie wytrzymałem - czy ty może rozumiesz po czesku albo po rosyjsku?
OdpowiedzUsuń- Nie, moja rodzina pochodzi z Niemiec, ale my jesteśmy Sorbowie.
- Sorbowie? Chyba Serbowie?
- Nie, Serbowie żyją na południu Europy a Sorbowie, od ponad tysiąca lat mieszkają w południowo-wschodnich Niemczech.
Więcej, dużo więcej, na ten temat w całej serii wpisów na zaprzyjaźnionym blogu ==> https://ewamaria.blog/tag/luzyce/
W tych wpisach znajduję sporo wzmianek o miejscach i budowlach wspomnianych w Twoim wpisie.
Bardzo miłe :)
Ależ pięknie literacki jest ten blog❤️. Przyjrzałam parę stron, jestem zauroczona. Ileż zawiera wiedzy, którą lubię. Chciałabym tak umieć pisać .👍👏 zapoznam się z tym dokładniej w ciągu kolejnych dni. Akurat wczoraj wieczorem zawitała do mnie wnuczka ze swoim przybranym tatą i mam nowe obowiązki. Pozdrawiam serdecznie.
UsuńAlu, jak zwykle moc ciekawostek u Ciebie, a to połączenie zwiedzania z poznawaniem tajemnic językowych, prawdziwa z ciebie podróżniczka - poliglotka.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam z gór, szumem strumyka pod oknem:-)
Dziękuję. Ja mam misję do wykonania 🤣 a które góry wybrałaś sobie na wypoczynek? Czy dowiemy się wkrótce?
UsuńRozbawiło mnie słowo w Niedersorbisch wolność = lichota:)
OdpowiedzUsuńTaką dwujęzyczność spotkałam w Polsce na Kaszubach. Nazwy ulic wypisane po kaszełbsku. W muzeum, w chacie rybackiej , widziałam egzemplarz "Pana Tadeusza" po kaszełbsku.
Czeskie i słowackie są najfajniejsze. Rozmawiałam z Czeszką, która mieszkała w Islandii i powiedziała że dla nich polskie słowa są takie śmieszne 👏👍🤣
UsuńNa Opolszczyźnie jest mniejszość niemiecka i też są napisy dwujęzyczne. W Barcelonie po katalońsku też.W Irlandii po celtycku. Na Florydzie po hiszpańsku i i po kreolsku z Haiti. W Szkocji chyba było gdzieś po celtycku. Bretanii było po celtycku też. Pamiętamy gdy pomieszkiwałam we Francji to słuchałam tego języka prowansalskiego czy oksytańskiego. Tereny przygraniczne tak mają.
Dwujęzyczność - a w Australii mamy coraz więcej napisów po chińsku.
UsuńU nas po ukraińsku
Usuńjotka
Australia robi się azjatycka, jak piszą w prasie. Ciekawe czy Nowa Zelandia też.
UsuńCoraz więcej napisów u nas po ukraińsku. Szczególnie w dużych miastach. Taka współczesna wędrówka ludów.
Świetne historie, Alu. Ja o Budziszynie, oprócz pokoju wiadomo bardzo dawnego, nie wiem nic. A w głowie kołatało mi się przez dziesięciolecia, że Wenedowie to lud mityczny. Kupiłam jednak książkę prof. Jerzego Strzelczyka "Zapomniane narody Europy", w której nazywa ich Wenetami, posiłkując się zapisami historycznymi, poczynając od Herodota. Po Zwoju wyruszam zaś w podróż śladami Piastówien, za wyjątkiem śląskich, co oznacza, że wracam do Polski centralnej, ale też na Pomorze, gdzie wiele wywędrowało. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńW wolnym czasie muszę znaleźć twoje książki na Allegro, bo to niezwykły czas naszej historii. A tematem Serbołużyczan zajmuje się naukowiec z Uniwersytetu Zielonogórskiego Tomasz Fetzki. Odpowiedział mi bloger Lech. Znakomite reportaże literackie. Taka mieszanka historii literatury i współczesnych czasów. Bardzo mi to odpowiada. Możesz sprawdzić nazwisko.
OdpowiedzUsuńDo usłyszenia.
Z moich książek na razie dostępne są tylko Ruiny, w Wydawnictwie Czerwony Pająk, w październiku wychodzi pierwszy tomik wierszy Pejzaże liryczne a w marcu Klejnoty rodzinne- dopiero w przyszłym roku oddam Zwoj do publikacji😃Pozdro
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe fakty i historie przytoczyłaś. Podróże kształcą, Ty już jesteś w tych tematach wykształcona zatem masz i dużo łatwiej i ciekawiej bo swoją wiedzę możesz umiejscowić. Z mniejszością narodową chyba nie miałam kontaktu, jedynie z grupą etniczną. W czasach nastoletnich, kiedy część wakacji spędzałam zawsze na Pojezierzu Drawskim, nad jednym z jezior mieli swój obóz cyganie. Tak mi się to teraz przypomniało, w tamtych czasach było to dla mnie bardzo fascynujące chociaż wiadomo co się mówiło i myślało o cyganach.
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba dwujęzyczność w Budziszynie, w Polsce można to spotkać np. na Kaszubach i myślę, że to jest świetny pomysł. Pięknego czasu z najbliższymi. Uściski.
Nie miałam o wielu wspomnianych przez ciebie rzeczach pojęcia! Dzięki za garść ciekawostek! Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do mnie 🙂
OdpowiedzUsuń