Villa Wolfkeri to dawna nazwa mojej wioski a z z 1305r., w kolejnych wiekach nazywała się Wolfkersdorf, Wilcza Góra po wojnie. Podoba mi się ta nazwa sprzed wieków. Przez Villę, starą wieś łańcuchową płynie potok Wilka i malowniczo rozkładają się ponad dolinką Wzgórza Radomickie o wysokości do 400m. Powstanie wsi związane jest z górującym nad nim zamkiem Podskale, który w 14w. był siedzibą rycerzy-rabusiów. Niedługo cieszył się złą sławą. Wkrótce został zburzony i nigdy nie odbudowany. A ruina wygląda obecnie jak wielka skała.
Co za awantura. Ale to nie koniec chichotu historii. Około roku 1500 właściciele wsi Talkenbergowie budują pałac, który przetrwał wojny napoleońskie, stacjonowały tam wojska francuskie. W niedalekim Lwówku jest pomniczek upamiętniający pobyt Napoleona. A potem w w XIX wieku właścicielem renesansowo-klasycystycznego pałacu w Wolkersdorf stał się rosyjski feldmarszałek książę Iwan Dybicz Zabałkański, właściwie Hans Karl Friedrich Anton von Diebitsch, który tłumił nasze Powstanie Listopadowe. Natomiast w czasie II wojny światowej istniał tu Tajny Ośrodek Luftwaffe czyli Instytut Badawczy Medycyny Lotniczej, również prowadzono badania nad wpływem radioaktywnego promieniowania.
Domek w dolince, bajkowy śnieg przykrył dawniejszą historię.
Przyjeżdżałam w pobliże tych rejonów jako dziecko i nastolatka. Mieszkała tu moja ciocia, która na tzw. Ziemie Odzyskane przybyła z kieleckiego, ale rezydują tu ludzie, którzy zjechali aż z byłej Jugosławii z Novego Martynca /Bośnia/. Ich przodkowie przybyli do Bośni z naszej Galicji za czasów Cesarstwa Austro-Wegier. Ubodzy chłopi z najbiedniejszych rejonów Cesarstwa przesiedlono do zalesionych terenów Bośni. Tam mogli wykarczować las i stworzyć dom dla swoich rodzin. Stworzono im lepsze warunki do życia niż w Galicji. Tak przetrwali kilkadziesiąt lat zachowując język i tradycje, też religię. Przyswoili również miejscowe zwyczaje. I tak wspaniała mieszanka reemigrowała do Polski po II wojnie. Na swoich festynach, typu np Piecenica, folklor bałkański doskonale uzupełnia polskie tradycje i liubimsja jedno drugie. Na zdjęciach poniżej rzeczony festiwal w paru ujęciach.
Pamiętam tamtejsze czasy, kiedy tu bywałam za młodu, w zasadzie w dzieciństwie. Zawsze mi się wydawało, że życie będę miała inne, obfitsze, bogatsze, niezwyklejsze niż wszyscy. Tu zaczęłam o tym myśleć, bo tytułem przykładu może być moja pierwsza podróż zagraniczna do pobliskiego enerdowskiego Zgorzelca, czy potem Cottbus- Chociebuż po naszemu. Chciałam potem podróżować do innych krajów i mówić obcymi językami. Do NRD pojechaliśmy z panem Polańskim, który mówił po niemiecku i bardzo mnie to fascynowało, gdy przechodził tak z języka na język. Marzyłam i ja tak mówić. Nasz tłumacz był z pochodzenia serbołużyckim Niemcem, został po wojnie w Polsce, tu założył rodzinę i czuł się Polakiem, ale kultywował dawne tradycje. Dostałam od niego wtedy książkę o Budziszynie. Może gdzieś znajdę i pokażę. W cztero-rodzinnym domu mieszkali ludzie przybywający z różnych regionów dawnej Polski, z Ukrainy, Białorusi, kieleckiego i ten najciekawszy pan, Serbołużyczanin. Poniżej zdjęcia sprzed dokładnie 50 laty. Cottbus. Rowery, prawie jak teraz w Holandii. I sztandarowe samochody tamtych czasów, trabant i wartburg oraz zabytkowy autobus. Ludzi sporo na ulicach, takie przyjemne letnie popołudnie. Pojechaliśmy tam pociągiem. Bardzo lubiłam jeździć do mojej rodziny w zielenogórskie, wtedy tak się mówiło. I na Dolny Śląsk.
Wiele marzeń się ziściło, a niektóre z nich zapisano w tym pamiętniku z Cottbus, gdzie zaczęły się rozmaite fantazje na temat przyszłości.
Jak to Jola w Pannach z Wilka mówiła, nie prowadziłam niemoralnego życia czyli bezcelowego, bez uzasadnienia.
Szkoda, że z niektórymi nie byliśmy na wspólnej orbicie, bo obracaliśmy się w innych sferach, dosłownie i metaforycznie:) Tylko żal, ze wszystko mija i odpływa. Wszystko można zobaczyć z perspektywy czasu, jak łódź oddalająca się na zakręcie rzeki. Cytat.
Ale tu rośnie nowe piękne życie. Moja panna znad Wilka.
Iwaszkiewiczem nigdy sie nie interesowalam. Nie byl nasza lektura obowiazkowa, jezeli juz znajdowal sie w lekturach uzupelniajacych. W domu, w biblioteczce ojca lezal, ale ... nie siegnelam po niego reka.
OdpowiedzUsuńTy zachecasz do czytania Iwaszkiewicza. Chyba zorganizuje sobie "Panny z Wilka" i oddam sie lekturze.
Terenow, na ktorych mieszkasz nie znam. Nie bylam...
A wnuczka ma niezle poczucie rytmu i chyba wyczucie poezji. Jak ona sie, przed pojsciem w objecia mamy, wczula w muzyke:))
Chciałam jakiś inny filmik zamieścić, ale nie mieści się. A ta bajka, w życiu i piosence akurat pasuje.
OdpowiedzUsuńTo wciąż Dolny Śląsk, wszystko poniemieckie, nadal to słowo jest aktualne. A Iwaszkiewicza kocham od zawsze, pamietasz, pisałam nieraz. Teraz wspominam ze względu na nazwę, w opowiadaniu była osada Wilko, a tu jest strumyk Wilka.
Matyldzia rusza się świetnie. To stary film, sprzed 4 lat. Stary jak na dziecko.